Mój przyjaciel chce się zabić. Co zrobić? 2012-07-17 00:11:33; Co sądzicie o dziewczynach, które chcą sobie coś zrobić (np. chcą się zabić) przez to, że jej Jakiś chłopak nie chce? 2010-12-01 15:19:01; Co mam zrobić gdy mój były chłopak chce się zabić przez to że inny mu go mnie odbił? 2011-10-09 01:00:30
Chcę się zabić ; / . Bo . : 1 ) moja mama i tata do siebie wracają ; / . a ja nie chce żeby do siebie wrócili ; ( . 2 ) pokłóciłam się z przyjaciółkami , wszystkie przeciwko mnie . 3 ) . jestem gruba, ale chcę schudnąć tylko że jak powiedziałam mamie zeby mnie do dietetyka zaprowadziła do mnie opieprzyła . że teraz będę
Pokrótce o naszej rodzinie: naprawdę dobra, normalna rodzina, rodzice bardzo się kochali i kochają, ja jestem jedynaczką, byłam dobrze wychowana w poczuciu miłości. W tej chwili mamy super kontakt, mieszkam jakieś 5 km od nich.
Wiedziałam od początku, że tata nigdy się mną nie zainteresował. Nie stanął na wysokości zadania - to były słowa mamy. Gdy dowiedział się o ciąży, wziął nogi za pas. Sam miał 16 lat. Nigdy nie czuł potrzeby kontaktu z nami. Moja mama była samodzielną matką - nigdy nie zgadzała się na słowo samotna. Kiedyś miała faceta.
„Najbardziej potrzebuję, żeby mama mnie kochała, jak jestem niegrzeczna, a ona mnie wtedy zostawia samą i każe przemyśleć” - mówi dziewięciolatka. Taka jest interpretacja dziecka, że zostawienie samą jest jednocześnie brakiem miłości.
- Po prostu mi powiedziała, że się zakochała w Oli, swojej koleżance z klasy. Byłam bardzo zaskoczona. Zapytałam, czy z wzajemnością. Potwierdziła, że tak - Aneta Dekowska, mama lesbijki, współzałożycielka Stowarzyszenia Akceptacja, w naszym cyklu Mamy Moc opowiada o emocjach rodzica, którego dziecko decyduje się na coming out, czyli ujawnienie swojej mniejszościowej orientacji.
Zagracone, zakurzone sklepiki, kiepsko oświetlone pomieszczenia i walące się szpitale, w których rozgrywa się jego akcja, cechuje pewna wyblakła poetyckość. Wilbur (Sives), szorstki, ponury człowiek, usiłował już popełnić samobójstwo na każdy możliwy sposób, dotychczas bezskutecznie. Po śmierci jego ojca, brat - Harbour
Télétoon. Lata emisji. 2011-2012. Status. zakończony. Moja niania jest wampirem ( ang. My Babysitter's a Vampire, 2011-2012) – kanadyjski serial komediowy, spin-off bazujący na filmie pod tym samym tytułem. Wyprodukowany przez FremantleMedia, Teletoon i Fresh TV. Premiera serialu odbyła się we Francji 28 lutego 2011 na kanale Télétoon.
W nocy spała, a w ciągu dnia nie chciała się nim zajmować. Robiłam co mogłam. Mówiłam, prosiłam, tłumaczyłam i krzyczałam na córkę, że mi nie pomaga. I wtedy powiedziała: – widzę, że go kochasz. Więc zaadoptuj go! Ja będę dla niego siostrą. Ja nie chcę być mamą, chcę wychodzić z koleżankami, chodzić na dyskoteki!
Z badań nad samookaleczeniami wynika, że stanowią istotny czynnik ryzyka podejmowania prób samobójczych, a więc poważnych zdarzeń, które zagrażają życiu i czasami, niestety, kończą się zgonem. Jednak nie zawsze i nie każde samookaleczenie jest jednoznacznym czynnikiem ryzyka zachowania samobójczego. Istotne okazuje się nie
4OFLMA. fot. Adobe Stock Mam młodą mamę. Urodziła mnie mając 16 lat, ale nigdy się tego nie wstydziłam. Zawsze popisywałam się tym przed koleżankami, bo byłam zadowolona że mama jest moja przyjaciółką, a dodatkowo wizualnie wygląda jak niewiele starsza siostra. Gdy kończyła 30-tkę, ja miałam 14 lat. Do tej pory pamiętam, że kiedy robiłyśmy zakupy na jej imprezę urodzinową, gdy kasjerka zobaczyła butelki szampana, powiedziała z przekąsem: - No dziewczynki, poproszę od którejś z was dowód osobisty. Impreza imprezą, ale muszę sprawdzić, czy jesteście pełnoletnie. Z radością odegrałyśmy wtedy odwieczną scenkę i powiedziałam głośno: - Mamo, wzięłaś dowód? - Taaak, już daję. Wie pani, córce jeszcze trochę brakuje jednak do 18-tki. Gdy kasjerka zobaczyła rok urodzenia, zaczęła standardowo wyrażać zdziwienie. Pamiętam, jaka byłam dumna z mamy - wyglądała jak nastolatka, mało brakowało, aby wszyscy brali nas za rówieśnice! Moja 18-tka zmieniła wszystko We dwie radziłyśmy sobie świetnie. Wiedziałam od początku, że tata nigdy się mną nie zainteresował. Nie stanął na wysokości zadania - to były słowa mamy. Gdy dowiedział się o ciąży, wziął nogi za pas. Sam miał 16 lat. Nigdy nie czuł potrzeby kontaktu z nami. Moja mama była samodzielną matką - nigdy nie zgadzała się na słowo samotna. Kiedyś miała faceta. Miałam wtedy jakieś 10 lat. Dobrze się dogadywaliśmy, myśleli nawet o wspólnym mieszkaniu. Cieszyłam się, że będzie szczęśliwa, bo z Kuby był naprawdę fajny gość. Niestety, coś nie wyszło. Mama nie chciała mi powiedzieć, o co chodziło, ale z półsłówek przypuszczam, że nie był jej wierny. Oświadczyła wtedy, że koniec z facetami. Nie chciała mi robić wody z mózgu i spraszać do domu kolejnych tatusiów - tak powiedziała kiedyś babci, gdy podpytywała ją o sprawy uczuciowe. Wolała być singielką, niż narażać mnie znowu na rozczarowanie rozstaniem z kimś niewłaściwym. Pamiętam, że babcia próbowała tłumaczyć jej, że nie powinna skazywać się na samotność tylko przez to, że jest samotną matką. Co mama skwitowała, że znajdzie kogoś, jak będę pełnoletnia. Tak się nie stało. Moja 18-tka przyniosła za to zupełnie inne okoliczności... Moje urodziny wypadają w lipcu i przygotowywałyśmy się do nich z dużym wyprzedzeniem. Mama chciała urządzić imprezę, jakiej świat nie widział. Śmiała się, że odbije za swoją 18-tkę, na której za bardzo nie pobalowała z maluchem na pokładzie. Cóż, trudno się dziwić że lubiła imprezować - miała w końcu tylko 34 lata. Zaprosiłyśmy 30 osób - w większości byli to moi znajomi ze szkoły. Impreza miała być w sobotę, ale formalnie 18 lat kończyłam 2 dni wcześniej. Miałyśmy wtedy babskie wyjście do restauracji, a po powrocie oglądałyśmy serial z kubełkiem lodów. Po paru kieliszkach wina, mamie zebrało się na szczerość. - Wiesz, kiedyś nie wyobrażałabym sobie momentu, że wspólnie będziemy piły alkohol. Ale już od dawna nie żałuję, że cię Kiedyś żałowałaś...? - Wiesz, lekko nigdy nie było. Twój ojciec zawinął się od razu na wieść, że będziemy mieli dziecko. Moi rodzice próbowali porozmawiać potem z jego rodzicami - w końcu żadne z nas nie było pełnoletnie, więc można było wszystko załatwić między dorosłymi. On jednak wmawiał im, że to na pewno nie jego dziecko. To oczywiście była bzdura. Dziadkowie nigdy w to nie wierzyli, ale jego rodzice - tak. Powiedzieli że mogą płacić, ale żeby dać im spokój. Ja miałam swój honor i nigdy nie chciałam litości. Ale myśli były różne. Twoja babcia do tej pory nie może mi darować. W tajemnicy przed nią, poszłam na nielegalną aborcję. Tak się tylko wydaje, że tego nie da się załatwić. Za kasę można wszystko. Może teraz już nie, to w końcu było 18 lat temu. Uciekłam z fotela. Byłam zdecydowana, że nie chcę urodzić dziecka. O mały włos, a nie byłoby cię na świecie, gdyby nie to że usłyszałam zza ściany straszny płacz innej kobiety... Mama chyba nie widziała, że siedzę coraz bardziej sztywno. Czy musiałam znać aż takie szczegóły? - Własna matka chciała mnie zabić... - wykrztusiłam tylko. - Anetko, dobrze wiesz jak było. Byłam młoda, młodsza od ciebie, głupia, wystraszona. Przecież tego nie zrobiłam, coś mnie ostatecznie powstrzymało. - Nigdy nie żałowałaś? - Czasem. Miałam depresję poporodową. Ale zawsze starałam się być dla ciebie jak najlepszą matką. Skłamałam, że rozbolała mnie głowa i muszę się położyć. Nie spałam całą noc w natłoku myśli Nagle wszystko przestało być ważne. Nie liczyło się, to że przez tyle lat byłyśmy nie tylko matką i córką, ale również najlepszymi przyjaciółkami. Nie liczyło się, że mama się dla mnie poświęcała i nawet nie miała faceta, żeby skupić się tylko na mnie. Nie miało już żadnego znaczenia, że miałam po prostu dobrą matkę. Dźwięczały mi w uszach słowa, że chciała mnie zabić. Że czasem żałowała, że nie dokonała aborcji. Mój świat legł w gruzach. Byłam dla niej problemem. I nie miało znaczenia, że później zmieniła zdanie. Wiedziałam, że już nigdy nie spojrzę na nią z taką ufnością, jak kiedyś. Od tamtej pory minęły 2 lata Po maturze wyprowadziłam się od mamy. Pracuję w sklepie z torebkami, jeszcze nie poszłam na studia - nie do końca wiem, co chciałabym robić w życiu. Wynajmuję wspólnie z koleżanką pokój. Mamę odwiedzam, ale daleko nam do dawnych przyjacielskich stosunków, mimo że ona wiele razy próbowała to naprawić. Ostatnio zamieszkał z nią facet - podobno postanowiła dać szansę adoratorowi z dawnych lat. Życzę jej jak najlepiej, ale ciągle mam z tyłu głowy poczucie, że zmarnowałam jej życie, a młody wiek matki to wcale nie jest powód do dumy... Czytaj więcej prawdziwych historii:Teściowa najchętniej zostałaby u nas na 3 tygodnieJako dziecko straciłam słuch i stałam się niewidzialna dla innychTeściowa przed śmiercią wyznała mi, że mąż mnie oszukałFacet w którym się zakochałam, próbował mnie zgwałcić
Witam Zacznę od tego, że mam 22 lata, studiuję... Mam stwierdzoną u siebie osobowość zależną, przez co całe moje życie jest jednym wielkim lękiem i rodzącymi się co chwila problemami. W dzieciństwie miałam bardzo dobrą relację z mamą, co przerodziło się w pewne "uzależnienie"... Nie potrafiłam nic bez niej zrobić, jestem całkowicie niesamodzielna, a do tego dochodzi więź emocjonalna... Nigdy np. nie wytrzymałam na choćby tygodniowym obozie, bo strasznie za nią tęskniłam. Ostatni raz spróbowałam w wieku 14 lat... Przez dwa dni ryczałam, przez co musiała mnie zabrać z powrotem. Wychowałam się bez ojca, jestem jedynaczką, dzięki czemu cała jej uwaga była skupiona na mnie. Nie mieliśmy problemów finansowych, ani żadnych innych, więc można powiedzieć, ze dzieciństwo miałam udane. W podstawówce i gimnazjum byłam bardzo nieśmiała (cóż, nadal jestem), mało się odzywałam, bałam się odrzucenia. Nie miałam żadnych koleżanek, a jednocześnie bardzo chciałam się z kimś zaprzyjaźnić... Te lata spędzałam samotnie, więc nic dziwnego, że do przyjaciółki w liceum, która była dla mnie miła, od razu zapałałam uwielbieniem, uczepiłam się jej. Przyjaciółka była jedną z tych pięknych, pewnych siebie dziewczyn, którą nigdy nie byłam. Cały czas czułam się od niej gorsza, nic nie znacząca, żyłam w jej cieniu... Ona często lubiła to podkreślać, gdy np. się pokłóciłyśmy, bo nie zgadzałam się z jej zdaniem, przestałyśmy ze sobą rozmawiać, a do tego ona obgadywała mnie przed wszystkimi za moimi plecami, co chwila ze mnie drwiła. Jednak ja zawsze wracałam do niej z przeprosinami, nie potrafiłam bez niej żyć. Zdarzało się tak parę razy. Czułam się okropnie, jednak nie potrafiłam przestać się z nią przyjaźnić, nie chciałam znowu być sama. W ostatniej klasie liceum natrafiłam na faceta, z którym zaledwie parę dni temu się rozstałam. Nie byłam już uzależniona od przyjaciółki, bo miałam kogoś innego... Z mamą cały czas miałam dobry kontakt, jednak nasza relacja zeszła trochę na drugi plan. To była również toksyczna relacja, toksyczny związek. Zastanawiam się teraz, czy ludzie jakoś wyczuwaja moja naiwność i świadomie to wykorzystują... Z nim było podobnie, jednak jeszcze gorzej niż z przyjaciółką. Cały czas mnie zdradzał, oskarżał mnie o wszystko, znęcał się nade mna psychicznie i fizycznie... Wiedział, ze i tak go nie zostawię, więc robił co chciał. A ja robiłam wszystko byle tylko ode mnie nie odszedł. Na początku było normalnie, nasz związek zaczynał się jak każdy inny... Jednak po jakims czasie ja zaczynałam być coraz bardziej pragnąca uwagi, męcząca... Chciałam być z nim cały czas, za dużo od niego wymagałam, chciałam od niego jak najwięcej jego czasu, czułości, bo jesli tylko widziałam jakieś oznaki jego nie-sympatii do mnie, wpadałam w melancholie, płakałam, rozpaczałam że mnie nie kocha. Jak ostatnio rozmawiałam z psycholog, mówiła, ze to wcale nie była moja wina, tylko on mi to wmówił... Wmawiał mi i wzbudzał poczucie winy, ze nie daję mu żyć, ze on chce trochę spokoju... Przepraszałam go więc, zaciskałam zęby, ale w środku byłam bliska załamania nerwowego. Wtedy zdradził mnie po raz pierwszy... Wg pani psycholog on mnie zmanipulował, sprawił, ze uwierzyłam że to normalne, że to przez to że ja go tak męczyłam, i że on po prostu wtedy nie wiedział czy my nadal jesteśmy po tym wszystkim razem... Miałam straszne wyrzuty sumienia, błagałam go o wybaczenie i zebyśmy znowu byli razem... Po roku zwiazku (byliśmy wtedy już na studiach) umarła moja mama. Strasznie to przeżyłam, i zaczęłam być jeszcze bardziej zależna od niego. Od tamtego czasu coraz częściej mnie zdradzał, przyznawał mi się do tego prosto w twarz. A ja cały czas byłam przekonana, ze to moja wina, że nie daję mu tego, czego potrzebuje. Zdarzało mu się zmuszać mnie do seksu, gdy nie chciałam, bił mnie, groził... Byłam bardziej przerażona tym, ze go stracę, niz tym że coś mi się stanie. W końcu to on mnie rzucił. Prosto w twarz powiedział mi, ze już mu się znudziłam, zę go za bardzo męczę... Zrobił to trzy dni temu... od tego czasu nie wychodzę z domu, tylko siedzę w pokoju, płacze i jestem w totalnej rozsypce... Nie mam juz nikogo, nie wytrzymalam juz tego dłużej... Postanowiłam napisać tutaj... Myślę o samobójstwie, przy życiu utrzymuje mnie tylko ta odrobina nadziei... Błagam, pomóżcie...
- Wierz mi, zrobiłabym wszystko, żeby żył - mówi Beata. - Bardzo mi go brakuje. Był nie tylko moim synem, ale najlepszym przyjacielem, godzinami rozmawialiśmy o wszystkim i niczym. Był otwarty. Ja nigdy z mamą tak nie rozmawiałam, nie zwierzałam się tak jak on. Beata mieszka w Katowicach. Ma 42 lata. Jest kasjerką w supermarkecie. Od 23 lat w stałym związku. Interesuje się wycieczkami górskimi, muzyką, dobrym filmem. Aż do tamtego poranka po sylwestrze, kiedy stała na strychu swojego domu, przytrzymując na sznurze bezwładne ciało syna, nic nie wskazywało na to, że jej dziecko targnie się na własne życie. Najpierw poznała, czym jest ból po stracie dziecka. Następnie doświadczyła wrogości ze strony Kościoła i najbliższego otoczenia. Państwo pozostaje obojętne na los takich jak ona. Typowy samobójca Syn Beaty pod wieloma względami tworzy profil typowego polskiego samobójcy. Podobnie jak czterech na pięciu samobójców był mężczyzną. Tak jak 75 proc. z nich powiesił się. W chwili śmierci miał 21 lat, a właśnie osoby z grupy wiekowej 16-21 lat najczęściej porywają się na własne życie. - Pierwszą przyczyną samobójstw są konflikty rodzinne - informuje prof. Brunon Hołyst, prezes Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego i autor pierwszych polskich badań dotyczących samobójstw z 1975 roku. - Kolejna to konflikty w szkole. A następna, około 12-13 proc. wszystkich przypadków, to nieodwzajemniona miłość. Syn Beaty zalicza się do tej trzeciej grupy. Do chwili, gdy się zakochał, był najzwyklejszym w świecie nastolatkiem. Zdolnym, choć bez wielkiego zapału do nauki. Lubianym przez kolegów. Fanem piłki nożnej i Ruchu Chorzów. Po zakończeniu edukacji zatrudnił się w supermarkecie. Spotykał się z wieloma dziewczynami, ale to nigdy nie było nic poważnego. Aż do chwili, gdy w wieku 18 lat poznał przez internet 16-letnią dziewczynę. To była typowa nastoletnia miłość - gorąca, lekkomyślna i prowadząca wprost w ślepy zaułek. - Po paru miesiącach zaczęli ze sobą sypiać - wspomina Beata. - Gdy przyszedł do mnie z testem ciążowym, nogi się pode mną ugięły. Wtedy jeszcze nie była w ciąży. Ale powiedział, że starają się o dziecko. Zabroniłam mu się z nią spotykać i kategorycznie zabroniłam jej przychodzić do naszego domu. Mogłam mówić jedno, a oni i tak robili drugie. Po dwóch miesiącach od tego zdarzenia okazało się, że dziewczyna jest w chcianej ciąży. Mimo sprzeciwu rodziny dziewczyny, chłopak walczył o dziecko. Gdy synek miał pół roku, udało mu się nawet doprowadzić do zaręczyn. Jednak wkrótce potem coś zaczęło się psuć. - Pewnego dnia, gdy syn zadzwonił do niej, odebrał chłopak i powiedział mu, żeby "odpieprzył się od jego dziewczyny" - wspomina Beata. - Od tego czasu zaczęły się kłopoty z widzeniem dziecka. Syn Beaty był załamany. Chcąc, aby wyszedł na prostą, matka poznała go z córką swojej koleżanki z pracy. Znowu się zakochał, jednak i tamten związek nie wypalił. Chłopak zamknął się w sobie. Przestał wychodzić z domu. - Komputer, praca, tak wyglądało jego życie - mówi Beata. - Wiedziałam, że jest coś nie tak, ale nigdy bym nie przypuszczała, że szykuje samobójstwo. Przeczytaj też: Sygnały w próżni Ale czy rodzice w ogóle mogą przewidzieć taki rozwój sytuacji? Małgorzata Ostrowska, prezes zarządu fundacji "By iść dalej", która zajmuje się niesieniem pomocy rodzinom i bliskim po stracie dziecka, zaleca zwracanie uwagi na zmiany w zachowaniu dziecka. - Na pewno nie powinny zostać zignorowane przez rodzica takie zmiany jak wycofanie się, smutek, przygnębienie, utrata dotychczasowych zainteresowań, izolacja od grupy rówieśniczej - wylicza. Prof. Hołyst dzieli sygnały związane z możliwością planów samobójczych na dwie grupy: werbalne i behawioralne. Te pierwsze są związane z deklaracjami: - Dzieci mówią rodzicom: "Nie chce mi się żyć", "Mam dość tego życia" - mówi. Zachowania behawioralne wskazują na podejmowanie ostatnich decyzji w życiu: - Dziecko mówi: "Mamusiu, oddaj moją książkę", "Oddaj moje długi", "Zadzwoń, że nie mogę być jutro na imieninach" - mówi. - Można powiedzieć, że dziecko porządkuje w ten sposób sprawy ziemskie. Tyle że czasami żadne oznaki nie wskazują na samobójstwo. - To jest bardzo skomplikowany problem - mówi prof. Hołyst. - Każdy przypadek jest bardzo indywidualny. Choć napisałem już cztery książki na ten temat, mam wrażenie, że coraz mniej wiem. A czasami sygnały o przygotowywanym samobójstwie kierowane są w zupełnie inną stronę. Wtedy rodzic dowiaduje się o nich, gdy jest już na późno. Tak właśnie było w przypadku syna Beaty. Nadszedł sylwester 2009 roku. Chłopakowi przez cały grudzień nie udało się spotkać ze swoim dzieckiem. Z kolei nowa sympatia wyraźnie go unikała, w ostatniej chwili odwołując wspólne wyjście na imprezę. Sylwestra spędził więc w domu z matką. Jego brat bawił się w tym czasie u swojej dziewczyny, a ojciec pracował na nocną zmianę. Wypili po lampce wina i niedługo po północy każde udało się do własnej sypialni. - Gdy się obudziłam, była po chwili dopiero wstałam, było tak cicho, mówię: zrobię śniadanie - odtwarza w pamięci tamte chwile Beata. - Gdy wstałam i zobaczyłam, że w pokoju syna świeci się światło, nie wiem czemu, ale wiedziałam, że coś się stało. To były sekundy, wyskoczyłam na strych, obok mojego mieszkania, syn wisiał, chwyciłam go i trzymałam, i krzyczałam, aż przyleciał mąż i go zabrał. Byłam w takim szoku, że niewiele pamiętałam... Uciekłam... Mieszkam w rodzinnej kamienicy, każdy ma piętro, ja, siostra i mama. Mąż, siostra i młodszy syn reanimowali go do przyjazdu karetki, niestety było za późno. Już po wszystkim Beata dowiedziała się, że syn przez dłuższy czas wysyłał do otoczenia sygnały o planowanym samobójstwie. Od dwóch tygodni mówił swojej dziewczynie, że planuje się zabić. O jego zamiarach wiedziała także matka dziewczyny, koleżanka Beaty z pracy. Nawet tamtej sylwestrowej nocy pisał do dziewczyny SMS-y, że chce się zabić. - Jakim trzeba być człowiekiem, żeby nie pomóc młodemu chłopakowi, ojcu dziecka? - pyta Beata. - Mama i jej córka, wiedziały, że on planował samobójstwo i nie zareagowały. Matka dziewczyny powiedziała mi, że córka nie przyszła na randkę, bo miała okres i zabrudziłaby mi łóżko, a nie powiedziała, że mój syn chce się zabić! Syn Beaty pozostawił też listy. Jeden do matki, że bardzo ją kocha, ale dalej nie chce już tak żyć. Drugi do dziewczyny, że bardzo ją kocha, ale ona nie chce go zrozumieć i mu pomóc. - Zaczął jeszcze pisać list do syna - mówi Beata. - Ale nie dokończył... Alkoholik, świr, bezbożnik Po śmierci dziecka rodzina pozostaje z wieloma problemami. Pierwszym, najbardziej oczywistym, jest żałoba. - Każda śmierć, a szczególnie samobójcza, powoduje deprywację potrzeb u co najmniej 20 osób - mówi prof. Hołyst. Wszystkie te osoby przeżywają żałobę po śmierci bliskiego sobie człowieka. Jednak kolejne problemy dotyczą już tylko najbliższej rodziny. - Rodzice, których dzieci popełniły samobójstwo, muszą dodatkowo zmierzyć się z poczuciem winy, że to ich dziecko samo zadecydowało, aby odebrać sobie życie - mówi Małgorzata Ostrowska z "By iść dalej", która styka się z takimi osobami podczas grupowych terapii w jej fundacji. - Rodzice nieustannie potępiają siebie, zadając sobie wciąż pytanie: "Co takiego zrobiłem lub powiedziałem, że moje dziecko odebrało sobie życie?". Tacy rodzice przeżywają uczucia klęski i odrzucenia, a także bezsilności. Trzeci problem dotyczy dalszego funkcjonowania rodziny w społeczeństwie. Ten problem w wyjątkowo drastyczny sposób dotknął Beatę. - Po śmierci syna dowiedziałam się ze był debilem, alkoholikiem, ćpunem - wylicza, zaznaczając, że na ostatniej imprezie był na rok przed samobójstwem. - Mama dziewczyny, z którą ma dziecko, opowiadała na prawo i lewo, że zabił się, bo nie płacił alimentów, chociaż mam wszystkie potwierdzenia wpłat - dodaje. Eksperci przyznają, że w takich przypadkach rodzina staje się nosicielem pretensji i żalów, a także czuje się napiętnowana. Dlatego też często próbuje ukryć prawdziwą przyczynę śmierci dziecka. Prof. Hołyst wspomina sprawę zgonu dziecka, w której uczestniczył jako biegły. - To było ewidentne samobójstwo - mówi. - Jednak matka chciała, żebym w opinii napisał, że to było zabójstwo. Oferowała mi za to 20 jajek. Odpowiedziałem, że bardzo dziękuję, ale mam swoje w lodówce. Chodzi o to, że ofiarom zabójstw wszyscy współczują, w przeciwieństwie do ofiar samobójstw. Beata niczego nie ukrywała. W zamian spotkała się z brakiem współczucia ze strony instytucji kojarzonej zwykle z miłosierdziem: - Proboszcz stwierdził, że nie pochowa syna, bo był bezbożnikiem - mówi Beata. Po swoich doświadczeniach ma pretensję do księży, którzy na lekcjach religii "wpajają młodzieży, że samobójcy to idioci i świry, a nie ludzie z problemami". Rodzinie Beaty udało się w końcu uzyskać zgodę na kościelny pochówek syna dzięki interwencji biskupa. Jednak prof. Hołyst przyznaje, że postawa Kościoła w tej sprawie pozostawia wiele do życzenia. - Nie wyobraża pan sobie, jak ludzie na wsi doceniają fakt, że ksiądz odmawia takiego pochówku. Bo to przecież bezbożnik, grzesznik i łobuz - mówi prof. Hołyst. - Rodzice, których dziecko popełniło samobójstwo, czują się wyizolowani ze społeczeństwa - dodaje Małgorzata Ostrowska - Jest to temat tabu. Zamiast wsparcia ze strony otoczenia, rodzice tacy są skazani na samotność i konieczność uporania się z problemem samemu. Państwo umywa ręce Syn Beaty był jedną z 4 384 osób, które odebrały sobie życie w Polsce w 2009 roku. Tego samego roku na polskich drogach poniosły śmierć 4 572 osoby. Porównanie nieprzypadkowe, bo od lat liczba samobójców i ofiar wypadków drogowych pozostaje na podobnym poziomie. - Dlaczego więc tyle się mówi o ofiarach wypadków drogowych, a o samobójstwach nie? - pyta prof. Hołyst, by zaraz udzielić na to pytanie odpowiedzi: - Bo w sytuacjach samobójstw przynajmniej częściową winę ponosi państwo, natomiast odpowiedzialność za wypadki drogowe przerzuca się na użytkowników dróg. Łatwo jest oskarżać kogoś, a nie siebie samego. Wśród przyczyn wysokiej liczby samobójstw prof. Hołyst wymienia "wadliwy system wychowania", "czynniki ekonomiczne", a także "wadliwą politykę społeczną". - Nie mamy żadnych programów zapobiegania samobójstwom - oburza się prof. Hołyst. Pod tym względem Polska należy do ewenementów nie tylko w Europie, ale i na świecie. Być może dlatego nasz kraj przesunął się ze środka ku górze na liście krajów o najwyższym współczynniku samobójstw na świecie. - Polska zajmowała dotychczas środkową pozycję ze współczynnikiem 13 samobójstw na 100 000 mieszkańców. Teraz jednak tych samobójstw przybywa. W tej chwili jest to 15 samobójstw na 100 000 mieszkańców - informuje prof. Hołyst. Reakcja w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej na pytania dotyczące programów zapobiegania samobójstwom zdaje się potwierdzać tezę prof. Hołysta o unikaniu przez państwo jakiejkolwiek odpowiedzialności za ten istotny społeczny problem. "W odpowiedzi na Pana pytanie informujemy, że co prawda MPiPS odpowiada za kształt pomocy społecznej w Polsce, ale nie ma wpływu na ilość samobójstw popełnianych np. z powodu zawodów miłosnych" - odpowiada Bożena Diaby, rzeczniczka prasowa ministerstwa. Większe zainteresowanie tematem wykazuje Ministerstwo Zdrowia, lecz w nadesłanym przez rzecznika Piotra Olechno oświadczeniu brak konkretów. Można się z niego dowiedzieć o rozporządzeniu Rady Ministrów "w sprawie Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego", w ramach którego minister zdrowia "opracuje, a następnie wdroży program zapobiegania samobójstwom, natomiast Minister właściwy do spraw oświaty i wychowania - program zapobiegania samobójstwom wśród dzieci i młodzieży". Jak ma wyglądać taki program? Kiedy zostanie wdrożony? Nie wiadomo. Beata i jej rodzina pozostają sami ze swoim dramatem. - Nikt nawet nie spytał, co się stało. Dlaczego? - pyta rozżalona. Odpowiedzi na to pytanie nie udzieli Beacie ani niewyedukowane społeczeństwo, ani niemiłosierny Kościół, ani niezainteresowane państwo. Wobec samobójstw panuje w Polsce zgodne milczenie, zarówno na poziomie instytucjonalnym jak i czysto ludzkim. Szkoda, bo jak mówi prof. Hołyst, "najlepszą metodą zapobiegania samobójstwom jest zwykła ludzka życzliwość". (M. Mikołajska)